środa, 26 sierpnia 2009

Halo! Tu (znowu) Andrychów!

Dziś zamiast solennej recenzji - parę słów gwoli kronikarskiego obowiązku. Wracamy do problemu, jaki wyłonił nam się już na samym początku oblatywania colo-ersatzów. A problem ten ma na imię "Wosana".

Nie chciałbym wzbudzić w moich Czytelnikach fałszywego poczucia, że wbrew pierwotnemu zamysłowi przegląd wyrobów colonaśladowczych nie zdoła wyjść poza krąg kilku marek i kilku producentów. Spokojnie - różne pobieżne rekonesanse (i pochodzące z nich trofea, dojrzewające w mojej piwniczce) dowodzą, że przed nami jeszcze niemałe pole do badań terenowych.
Ale przyznać i to trzeba, że już kilkakrotnie doznawałem rozczarowania: zwiedziony nową etykietą i nieznaną mi wcześniej nazwą, sięgałem po butelkę, nawet przynosiłem do domu - aż raptem doczytywałem się, że ciecz wewnątrz musi mi być doskonale znana.
Otóż rynek "marek własnych" działających w polsce sieci marketów oplata swoimi mackami dwakroć już tu przywoływana spółka Wosana z Andrychowa.

Przypomnę, że po sztandarowym wyrobie Wosany, czyli "Grecji Coli", omawiałem tu już "Tesco Colę" z tej samej fabryki.
Zestawienie tych dwóch cieczy miało o tyle sens, że w pierwszym przypadku skład na etykiecie zawierał słodzik, a w drugim - cukier. I istotnie badania organoleptyczne wykazały odczuwalną różnicę między tymi dwoma wyrobami.

Jednak nic nie wskazuje na to, by taki sam sens miało omawianie "Halo Coli" pyszniącej się na dolnych półkach sklepów Carrefour. Jej skład wykazuje uderzające, słodzikowo-karmelowe podobieństwo do składu "Grecji Coli". Pozwolę sobie roboczo założyć, że również "Lidl Cola" i "Cola Real" pochodzą z tych samych kurasków, z których w Andrychowie nalewa się ciecze dla Carrefoura (chyba, że nadejdą do mnie uzasadnione wieści, iż sprawy mają się inaczej).
Swoją drogą - Wosana na swej stronie internetowej też jakoś nie wspomina o tym szerokim wachlarzu asortymentu dla dyskontów, dlatego tymczasem recenzować owych trunków nie będę.

Etykiety "Halo Coli" reprodukuję poniżej; wosanowskie cole z Lidla i Reala muszą poczekać aż wedrę się na hale sprzedażowe uzbrojony w komórkę z aparatem.





środa, 19 sierpnia 2009

Niemcy nas biją?!

Takie rzeczy na piastowskiej ziemi, w wypełnionym polskim jadłem markecie? Tu przecież nawet jak mleko nazywa się Vilbona,to i tak zrobili je w Rykach czy innym Zambrowie.Tym razem jednak zachodzi obawa, że pod obcą nazwą naprawdę kryje się wraży napitek.

Jeleniogórski Lidl. Chciałoby się, żeby tak wysunięta placówka była bramą do świata polskiego handlu i polskiego przemysłu spożywczego. Żeby tu przybyłym do nas Niemcom po raz pierwszy oko bielało na widok mnóstwa produktów, opatrzonych polskimi etykietami, z którymi przyjdzie im obcować przez następne dni podróży po naszym kraju.
Tymczasem Wasz recenzent-korespondent odkrył, że w owym dumnym grodzie Bolesława Krzywoustego dokonał się już być może podstępny desant za pomocą naśladownictwa naszej narodowej dumy: colo-podróbki.
Na paletach, na których spodziewałem się znaleźć zgrzewki z rodzimą niby-colą wypatrzyłem "Freeway Colę". Zaskoczyło mnie niepomiernie, że po sąsiedzku piętrzyły się też zgrzewki "Freeway Coli" ze srebrzystymi etykietami wersji Light. A to już prawdziwa rzadkość na naszym rynku. Tym chętniej sięgnąłem po butelkę, by wzbogacić me zbiory. Dopiero w domu, na chwilę przed degustacją, odkryłem iż producent trunku ujawniony na etykiecie nie został. W różnych wersjach językowych powiadamia się tu klientów, że wyrób powstał w EU na zamówienie Lidla (w każdym z języków odsyłając do lokalnych szefostw sieci). Co mamy o tym myśleć?? Na stojącej tuż obok ''Lidl Coli'' jasno podano, że powstał w andrychowskiej Wosanie (prawdziwi mistrzowie kamuflażu...). Więc co z tą "Freeway"??

O ile jednak dalsze badania terenowe nie dowiodą, że mamy do czynienia z zamachem na naszą narodową dumę - roboczo uznajmy Freeway Colę za trunek wart opisania w naszym serwisie.

Aromat
Nienachalny, prosty i nie podsuwający mylnych tropów. Czuć przyzwoitej jakości wodę, nie nadmiernie słodki karmel oraz subtelną nutę kofeinową. Nic nie przytłacza reszty, choc zarazem nic też nie woła gromko do degustatora: "Weź mnie!"

Nasycenie
Powyżej przeciętnej krajowej - miłe psyknięcie pieści uszy osoby spragnionej orzeźwienia podczas pierwszego odkręcania nakrętki. Im dalej jednak - tym słabiej. Piana opada szybciej niż powstaje. Nie grozi nam towarzyski ostracyzm wskutek niekontrolowanych beknięć, ale też nie nacieszymy oczu radosnymi pląsami bąbelków na ściankach wypełnionej szklanki.

Smak
Udane połączenie wyważonej słodyczy i umiarkowanej rześkości. Twórcy receptury roztropnie uniknęli pułapki przesłodzenia - choć w składzie jest cukier a nie jego substytut. Uniknęli też pokusy "przeorzeźwienia" - tego, co inni producenci starają się osiągnąć nieumiarkowanie lejąc aromaty kofeinowe lub kwas fosforowy. Napój ma aksamitny, łagodny posmak. Wchodzi nieinwazyjnie, niepostrzeżenie. Nie prowokuje zgagi nawet w większych ilościach.
Więcej niż przyzwoita oferta, wziąwszy pod uwagę dyskontowy rodowód trunku.




miejsce na reklamę

© Polska Cola All rights reserved | Theme Designed by Seo Blogger Templates