sobota, 5 września 2009

O, tempora, o, mores. O, k...


















"Włatcy Móch" mają dla mnie - jako serial - tę zadziwiającą właściwość, że nawet gdy wyklikam ich sobie pilotem na jakimś kanale, to zawsze trafiam na chwilę przed końcem odcinka. A może te odcinki są takie jakieś, jakby ich nie było?


Nie dowiem się tego pewnie nigdy, bo też nigdy do produkcji tej nie zapałałem uczuciem gorejącym. Podrażniły mnie skrzeczące dźwięki wydawane przez tamtejsze postaci, pomieszane z nieporadnie modulowanymi na tenor damskimi głosami. Jednak, gdy na hipermarketowej półce dostrzegłem butelkę "Włatcy Móch Cola Ordżinal" - wiedziałem, że nie darowałbym sobie braku recenzji takiego dziwa.

Nasycenie gazem 

Ta refleksja z początku tekstu naszła mnie już w pierwszych chwilach po przystąpieniu do degustacji: są a jakby ich nie było. Takoż z nagazowaniem i miłym dla oczu nabąbelkowaniem, którego spodziewamy się po coli. "Cola Ordżinal" tymczasem zamiast spodziewanego syknięcia wydała jakiś rachityczny pisk. Najpierw myślałem, że w ogóle zapadła cisza przerwana tylko skrzypnięciem krzesła - ale to nie krzesło było, tylko odgłos otwieranej butelki.
Spieniło się toto nawet trochę po nalaniu do szklanki, ale "między ustami a brzegiem pucharu" już nie zostało z tej syczącej i pieniącej się radości nic. Trunek zachowywał się, jakby odstał kilka godzin w szklance, w temperaturze pokojowej - w rzeczywistości zaś było to bezpośrednio po zakończeniu kilkudniowego leżakowania w lodówce.

Klarowność i bukiet

Głęboki, wiśniowy odcień oglądanej pod światło cieczy colonaśladowczej nie musi sam w sobie zwiastować niczego niedobrego. Przekonałem się o tym już w poprzednich badaniach. Ale w połączeniu z buchającym ze szklanki aromatem wiśni, żwawo podążających po swej ścieżce życia ku nieuchronnej fermentacji... To już inna bajka...

Smak

Węch nie kłamie, wzrok nie zwodzi. Smak "Coli Ordżinal" jest ciężki, szybko rozpadając się w ustach na dwie nuty, wyraźne jak konstelacje gwiezdne w sierpniowe noce. "Górą" czuć nieco klasycznego smaku lekkiej, rześkiej coli niosącej pijącemu orzeźwienie. Ale "dołem" pochłaniamy nieznośnie słodki i drażniąco ciężki smak owoców. Najbliżej mu do wiśni, co czyni uprawnionymi analogie do tortu węgierskiego: oko cieszy, pyszności zapowiada, ale piorunujące połączenie czekoladowo-wiśniowe uniemożliwa sięgnięcie po więcej niż kawałek, góra dwa.
"Cola Ordżinal" jest tak ciężka, że gdyby była winem, byłaby burgundem. Gdy wlewałem w siebie drugą porcję napitku, jednocześnie czułem lekkie łaskotanie w prawej części brzucha, jakby wątroba wybierała się na wycieczkę, wystraszona doznaniami z pierwszej części degustacji.
"Orzeźwiający smak"? Chyba w snach. Nie wyobrażam sobie żadnej sytuacji, w których spożycie "Coli Ordżinal" mogłoby przynieść orzeźwienie - a to chyba podstawowa rzecz, jakiej oczekujemy biorąc do ręki butelkę z colą.


Wygląda jednak na to, że producent założył, iż także dla klienta tym razem nie orzeźwienie będzie najważniejsze. Do zakupu zachęca bowiem hasło nie odwołujące się do walorów spożywczych, tylko głoszące: "Pod etykietą zarypiaste czesiowe naklejki!".

Czy rynek doceni zarypiastość? Trudno powiedzieć. Mimo nadruku na etykiecie "CENA SÓGEROWANA GOTUFKA 1.99", wczoraj widziałem jak market "Piotr i Paweł" oferuje napój z kosza za 0.75 zł...


A oto "zarypiasta czesiowa naklejka". Wymiar jak w oryginale: 28x28 mm.
Ktoś z Szanownych Czytelników wie może, co artysta tu wyraził?


------------------
Post scriptum:
Niełatwo połapać się, kto jest producentem trunku (oczywiście na licencji kupionej od producentów serialu). Etykieta wskazuje tylko dystrybutora: spółkę MW-GMW z Wadowic. Wchodzi ona w skład grupy
Maspex, podobnie jak znany producent napojów i soków "Tymbark". Czyżby?...
Posted By: LEWAL

O, tempora, o, mores. O, k...

Share:

Post a Comment

Facebook
Blogger

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


miejsce na reklamę

© Polska Cola All rights reserved | Theme Designed by Seo Blogger Templates